Dzisiaj kolejny już na blogu NEGATYW. Jakiś czas temu pisałam o maseczce z błota z morza Martwego (link to postu tutaj) jako POZYTYW, ponieważ była genialna!
Niestety, produkt, o którym napiszę teraz ma to samo zastosowanie, a praktycznie same wady w użytkowaniu. Chodzi mianowicie o błoto z morza Martwego firmy White Flowers Experience.
Konsystencja jest największą wadą kosmetyku. Nie mam nic do maseczek w formie proszku, który należy zmieszać z wodą. Jednak w tym przypadku niezwykle trudno jest uzyskać idealną konsystencję. To jest największym mankamentem, który sprawił, że nie używam tej maseczki. Zajmuje to dużo czasu i nie powala aż tak żeby uznać, że marnujemy go w słusznym celu.
Tutaj wypisane są korzyści, które powinny płynąć z używania tego produktu. Jedyne co się zgadza to matowienie skóry i ewentualnie oczyszczenie. Mimo, że jest to (teoretycznie) prawdziwe, pozyskiwane ręcznie, błoto z morza Martwego to nie widzę jego pozytywnych działań.
Jeśli chcemy głęboko oczyścić skórę twarzy i pozbyć się ewentualnych niedoskonałości i zrobić sobie kurację błotem z morza Martwego stanowczo odradzam ten produkt. Po co męczyć się z aplikacją, jeśli możemy to samo uzyskać np. przy użyciu maseczki błotnej firmy Mineral line, którą serdecznie polecam (link u góry postu).
Oglądałyście dzisiaj spadające gwiazdy na niebie? Wyglądały ślicznie! (link do strony gdzie znajdziecie o tym kilka słów tutaj)
Zapraszam także na mojego instagrama @truskwekowe_love (link tutaj) oraz stronę na facebooku (link tutaj).
Gorąco Was pozdrawiam!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za każdy komentarz! Na wszystkie staram się odpisywać i zaglądać na Wasze blogi.
Buziaki! :*